top of page

Let’stalk

o aktorstwie

6.01 2024

O co chodzi z tymi "kursami aktorskimi"? Czy są komukolwiek potrzebne? Przecież talent albo się ma, albo się go nie ma. Jeśli jest, to cudownie, ale jeśli go nie ma... Czy aktorstwa w ogóle można nauczyć? Niektórzy twierdzą, że absolutnie nie i nie uczą. Inni - że nie - i uczą! Moim zdaniem - aktorstwa można i trzeba uczyć. W swojej blisko czterdziestoletniej karierze widziałam wiele utalentowanych osób (według nowego i idiotycznego podziału i tych "performatywnych" i tych "wcieleniowych":)))), które błyszczały na aktorskim firmamencie, a potem... cichutko spadały, gubiły się w przestrzeni, przestawały istnieć. Wypalały się. Talent je opuszczał. Nie rozwijały go, nie przyswoiły ani też nie były ciekawe "narzędzi", które pomogłyby talent utrzymać w formie.  Niektórzy uważają, że aktorstwo to sztuka. Moi profesorowie: Śląska, Łomnicki, Hanin, Englert uważali, że to rzemiosło. (Które bywa sztuką, owszem). A każde rzemiosło ma swój warsztat, w nim oczywiście narzędzia i materiały niezbędne do realizacji "zamówienia" :)). Dziwne, prawda? Bo jakież to narzędzia może mieć aktor? Poza tym, że jest, że istnieje swoją duszą, sercem, umysłem i fizjonomią? A jednak! Używamy w żargonie zawodowym określeń "rzeźbimy rolę", "stawiamy spektakl", "budujemy postać"; żeby stawiać, budować i rzeźbić potrzebne są narzędzia. Narzędzia, które talent i wyobraźnię rzemieślnika pozwolą zamienić na unikalne istnienie - aktorską sztukę. 

01.02 2024

Porozmawiajmy o blaskach i nędzy tego, jakże pięknego zawodu. O właśnie! Jego piękno jest niezaprzeczalne; daje "rząd dusz" - władzę nad widzami - potrafimy skłonić widownię do śmiechu (no, nie wszyscy), skłonić do płaczu (prawie wszyscy:)), zmusić do myślenia (no, przecież nie o tym, kiedy ta męka/spektakl się skończy!). Przez godziny trwania spektaklu jesteśmy zobligowani do działań, które powodują w widzu "przeżycie" i jeśli zależy Wam na karierze, dobrze byłoby aby to przeżycie było wartościowe (jakiekolwiek inne powoduje, że idziecie w niepamięć). Obecna nauka na wydziale aktorskim, ze wszystkimi wytycznymi antyprzemocowymi jest prawdopodobnie poezją w stosunku do czasów, kiedy studiował mój rocznik (tak, wiek ubiegły). Nawiasem mówiąc -mam nadzieję, że to działa w dwie strony i studenci w swoich ankietach oceniających pracę prowadzących zajęcia również tych wytycznych przestrzegają. Nie jestem więc do końca pewna, czy kiedykolwiek usłyszycie, że większość Waszych koleżanek i kolegów z roku będzie bezrobotna. Tak, tak będzie i zawsze tak było.  Życie poza murami szkoły dość szybko i brutalnie weryfikuje zdolność wykonywania zawodu. I to nie zawsze jest wina ex studenta; że niezdolny, niezaradny, pozbawiony umiejętności nawiązywania kontaktu. To wynika z czystego rachunku prawdopodobieństwa: rocznie wydziały aktorskie uczelni publicznych i niepublicznych kończy około setka aktorek i aktorów. Stacje telewizyjne, platformy streamingowe, producenci, reżyserzy, reżyserzy castingów - mają nas do wyboru, do koloru! Wiem, to brutalna prawda, ale im szybciej ją przyswajamy tym dla nas lepiej. Na sto castingów - jeden wygrany, na dwadzieścia wizyt w teatrze w celu otrzymania stałego zatrudnienia - ledwie w jednym jakaś nadzieja, że "być może w przyszłym sezonie", na czterech zaprzyjaźnionych studentów reżyserii tylko jeden z szansą na zrobienie krótkiego metrażu, w którym w dodatku o obsadzie decyduje producent. Bywa też pięknie: zaraz po studiach piękna rola w pięknym filmie, zachwyt współpracowników i widowni, a potem... dwa, trzy sezony kompletnej posuchy. Czy to oznacza, że mamy się poddać? Nie! i jeszcze raz nie! Aktor przecież ma "wrażliwość motyla i dupę słonia", cytując kolokwializm, więc wszelkie niepowodzenia - praktycznie - powinny nas wzmocnić! Jednak niektórzy nie wytrzymują. Nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że nie można pracować w zawodzie, który nie daje utrzymania. Zdarza się też tak, że na adepta zawodu aktorskiego spływa łaska pańska, czyli Dyrektor Teatru daje mu etat. Ach, matko! To jest naprawdę coś! To jeden z najpiękniejszych blasków tego zawodu. Mimo, że absolwenci wydziałów aktorskich widzą się najchętniej w produkcjach wysokobudżetowych, w głównych rolach - nie znam aktora, który nie doceniłby pracy na etacie, wśród kolegów z zespołu, w kontakcie z literaturą "wysoką", w reżyserii demiurgów teatru, którzy potrafią sprawić, że praca i granie spektaklu jest wielkim przeżyciem. Ostatecznie zawsze dochodzimy do wniosku, że nic tak nie kształtuje naszego warsztatu, jak granie przed żywą widownią. W teatrze. To wartość NIE-DO-PRZE-CE-NIE-NIA! To blask tego zawodu. Mimo, że kompletnie niedochodowy (przeciętna pensja aktora teatralnego na etacie to niewiele - naprawdę niewiele- powyżej  MINIMALNEJ KRAJOWEJ. Jeśli gracie w kilku spektaklach rownocześnie - możecie dorobić, jeśli w jednym - z lekka przechlapane). Jeśli teatr Wam nie wystarcza (co zupełnie naturalne) i niecierpliwie marzycie o planach filmowych możecie powtarzać sobie (jak mawiała Aleksandra Śląska) - "szybka kariera szybko się kończy" i dalej trwać w nadziei i głębokim przekonaniu, że wszystko jeszcze przed Wami! Ktoś może powiedzieć - to naiwne...? Owszem, być może, jednak dziecięca, czysta naiwność to cecha dystynktywna zawodowego, dobrego aktora. Warto ją pielęgnować!

bottom of page